- Plotka głosi, że podobno najtrudniej było ci się nauczyć poprawnie krzyczeć. Czy to prawda?
- Tak, święta prawda! Będąc wokalistką, nie powinnam zbyt wiele krzyczeć. To po prostu niewskazane dla głosu. Kiedy więc przyszło co do czego, okazało się, że mój krzyk nie brzmi wiarygodnie. Nie wiedzieliśmy co z tym zrobić, aż wreszcie okazało się, że jako wokalistka, wydobywam z siebie dźwięk - czyli krzyczę - brzuchem, zamiast samym gardłem! Wyobrażasz to sobie?! (śmiech) Kiedy to odkryliśmy, wszystko potoczyło się już bez problemów.
- Czy teraz, kiedy masz już za sobą pierwsze doświadczenia aktorskie, zdecydowałabyś się zagrać w kolejnym filmie?
- Ależ tak, nawet chętniej niż poprzednio. To była świetna zabawa, podczas której zdążyłam się wiele nauczyć. Chętnie spróbowałabym jeszcze raz.
- Czy po tylu latach działalności Destiny's Child (dziecko przeznaczenia - przyp. MR), nazwa waszego zespołu nabrała dla Ciebie nowego sensu?
- Na nazwa wciąż odkrywa przede mną swoje nowe znaczenia. Raz mówi o tym, że same uczymy się życia i mam okazję poznać je nawet bardziej niż inni, innym razem gwarantuje powodzenie w sprzedaży naszych płyt. Takie są właśnie dzieci przeznaczenia - wiecznie odradzające się i chronione Bożą łaską.
- W pierwszych latach kariery Destiny's Child skład zespołu zmieniał się kilkakrotnie. Czy gdyby teraz któraś z was na zawsze opuściła grupę, kontynuowałybyście dalej jako duet?
- To trudne pytanie. Nie wiem, czy wówczas chciałybyśmy robić coś jeszcze wspólnie. Na razie jesteśmy bardzo szczęśliwe w obecnym składzie, wspieramy się przy każdej okazji i chcemy, żeby trwało to jak najdłużej. Następna płyta Destiny's Child będzie najlepszym dowodem na to, że w zespole wszystko w porządku.
Rozmawiał: Maciek Rychlicki