Wspominałeś o tym, że Sean mógłby być gwiazdą programu o samym sobie. A ponieważ jesteś jego bratem, to i dla ciebie znalazłaby się tam pewnie i jakaś rólka...
Tak, jeżeli Sean byłby bohaterem, to ja pewnie zostałbym pokazany jako ten czarny charakter! (śmiech)
A teraz wyjaśnij proszę, co oznacza nazwa zespołu, żeby ludziom jednoznacznie przestała się ona kojarzyć z penisem...
No właśnie, koniecznie trzeba to wyjaśnić! (śmiech) Nagrywają pierwszą płytę rozpaczliwie szukaliśmy dla siebie jakiejś nazwy. Pamiętam, że siedzieliśmy wtedy w studio, a ja śpiewałem jakiś utwór o byciu sobą, wybieraniu w życiu swojej ścieżki, wskazywaniu na siebie "jedenastym palcem". Chłopaki z zespołu zwrócili uwagę na ten właśnie fragment i postanowiliśmy, że tak właśnie nazywać będzie się cały nasz zespół. Zakończyliśmy w ten sposób dalsze poszukiwania.
O czym opowiada aktualny singiel z płyty, kawałek "Good Times"?
Ten kawałek powstał bardzo szybko. Z daleka brzmi jak coś wesołego, zabawnego, ale przy uważniejszym wsłuchaniu się już taki nie jest. W sumie mówi o tym, że jeżeli coś cię trapi, to lepiej zastanowić się nad tym, niż spowodować, żeby twój zły humor odczuwali także inni dookoła. Refren jest tu tylko pozornym zaprzeczeniem - nie martw się, jakoś to będzie - podczas gdy zwrotki mają już zupełnie inną wymowę. To też mały powód do refleksji. Przesłanie może jest to dość zagmatwane, ale dla tych, którzy go nie rozumieją, pozostaje sam rock'n'roll!
Rozmawiał Maciek Rychlicki.
